Ballada o miłości - Lucinda Riley

Czy spełnienie marzeń może również okazać się przekleństwem? Cona i Keirę łączy młoda i naiwna miłość, na którą dziewczyna nie ma zgody ojca. By przetrwać muszą wyjechać z rodzinnej Irlandii, ale przeprowadzka ma być dla nich także szansą na spełnianie marzeń i dostatek finansowy. Los z czasem zdaje im sprzyjać, pojawiają się przy nich odpowiedni ludzie oraz możliwości, o których mogli tylko śnić. Ale czy zwyczajna para z Irlandii będzie w stanie przetrwać, gdy blask reflektorów ich oślepi? „Ballada o miłości” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Riley i mam co nadrabiać, bo zakochałam się w jej piórze. Książka jest obszerna, ma sporo wątków, jednak lekkie, kojące pióro Autorki sprawia, że trudno się od niej oderwać, poza tym umiejętnie przenosi czytelnika do wykreowanego świata za pomocą swojej narracji. Jednak to, co najważniejsze, to fabuła, która w zupełności mnie ujęła, fundując tym samym rodzaj powieści, które wręcz ubóstwiam, a które rzadko spotykam w gatunku. Nie zaliczyłabym tej pozycji do romansu, raczej literatury obyczajowej z nutą dramatu i delikatnym wątkiem kryminalnym, i właśnie ta mieszanka sprawia, że lektura staje się niepowtarzalna. Zawiłe, pełne wzlotów i upadków losy różnych postaci, ich błędy, porywy serca, ale i autentyczna rozpacz, czy rozpadające się na kawałki skrupulatnie tkane życiorysy, dają mnóstwo emocji podczas czytania, oferując realizm, niepowtarzalność historii i tę niedoścignioną dla wielu nutę, którą można określić jako wybitny głos w literaturze. Riley genialnie pokazuje jak sukces czy pieniądze nie dają szczęścia, jak pogoń za marzeniami może okazać się przekleństwem, gdy dobiegnie się do mety, jak źle ulokowane uczucia mogą wywoływać druzgocące czyny. Przypomina także, że nie wszystko w życiu da się naprawić i czasem trzeba żyć z ciężarem własnych pomyłek na barkach już do końca swoich dni. To naprawdę wyborna opowieść, którą polecam z całego serca. A piękne wydanie jest tylko wisienką na torcie.