Opinia niepotwierdzona zakupem
Jeśli myślisz, że nic już cię nie zaskoczy, ta książka jest doskonałym dowodem na to, że w literaturze wciąż można natknąć się na coś nieprzewidywalnego. Są takie powieści, które nie pozwalają czytelnikowi prześlizgnąć się po fabule bezrefleksyjnie. Takie, które chwytają za gardło od pierwszych stron i nie dają o sobie zapomnieć, nawet gdy odkładamy je na półkę. Do tej kategorii z całą pewnością należy „Gwiazdy w łańcuchach” Nana Kwame Adjei-Brenyaha, powieść wydana przez Fabrykę Słów, która w polskim czytelnictwie może okazać się jednym z najmocniejszych i najbardziej niewygodnych tytułów ostatnich lat. Pokolenia wychowane w epoce mediów społecznościowych, lajków i nieustannej pogoni za widowiskiem mogą odebrać tę książkę wyjątkowo intensywnie, ponieważ w pewnym sensie mówi ona o nas, mimo że osadzona jest w dystopijnej przyszłości.
Powieść przedstawia świat, w którym system sprawiedliwości przekształcił się w krwawą rozrywkę. (Nie ukrywam, że podczas lektury myślałam o „Igrzyskach śmierci”.) Skazani mają możliwość skrócenia swoich wyroków poprzez udział w spektakularnych, transmitowanych na żywo „zapasach” – brutalnych starciach zawodników w przestrzeniach pełnych pułapek, przemocy i osuwającej się moralności. Widzowie oglądają te brutalne pojedynki w streamingu, podbijając statystyki oglądalności i decydując o tym, kto stanie się ikoną, a kto zginie na oczach milionów. Ten świat jest tak przerysowany, że boleśnie przypomina współczesne reality show oraz to, jak często traktujemy tragedię jako formę rozrywki.
Kim są bohaterowie? Zdecydowanie tytani swoich czasów i realiów, w jakich żyją. Przed wami Thurwar i Staxxx. Relacja między nimi stanowi jeden z najmocniejszych elementów książki. Więcej jednak pozostawiam do odkrycia dla was, a uwierzcie, że dzieje się tam naprawdę wiele. Dla młodego pokolenia ta książka może być bolesną, ale potrzebną lekcją. Każe spojrzeć krytycznie na kulturę medialnego spektaklu, w której żyjemy. Pokazuje, jak cienka bywa granica między fikcją a rzeczywistością. Przypomina, że jeśli nie będziemy uważać, świat przedstawiony przez Adjei-Brenyaha przestanie być dystopią, a stanie się komentarzem do rzeczywistości, w której już tkwimy. W realnym świecie również często traktujemy cudze cierpienie jak widowisko: nagrania wypadków i bójek wiralują na TikToku, reality-show eksploatują emocje i konflikty dla oglądalności, social media wynagradzają dramat i skrajność. Brenyah mówi nam wprost: jeśli wszystko zamienimy w rozrywkę, w pewnym momencie przestaniemy widzieć ludzi.
System kar w książce jest okrutny, ale jego logika nie jest obca współczesnym społeczeństwom: w wielu krajach więzienia są przepełnione i sprywatyzowane, skazańcy bywają traktowani jak „koszt” lub „zasób”, a nie jak ludzie mogący wrócić do życia społecznego. Osoby po odbyciu wyroków często nie mają realnej możliwości rozpoczęcia nowego życia. W świecie książki to, co widzą widzowie, jest kontrolowane tak, aby wzbudzać emocje, zwiększać oglądalność i utrzymywać poparcie dla systemu. Dzisiejszy świat działa podobnie: algorytmy promują treści skrajne, media potrafią „pokroić” wydarzenia tak, by pasowały do konkretnej narracji, a my łatwo dajemy się manipulować, konsumując treści szybko i bez weryfikacji.
W realnym świecie osoby z biedniejszych środowisk częściej mają styczność z sądami i policją, istnieją uprzedzenia rasowe i klasowe, a „sprawiedliwość” nie zawsze działa równo dla wszystkich. Powieść stawia pytania: komu służy system? Kogo chroni? Kogo niszczy? Kiedy non stop oglądamy przemoc, tragedie, konflikty, stajemy się na nieodporni. W powieści widzowie już nawet nie reagują na okrucieństwo, potrzebują mocniejszych „atrakcji”. Czy dziś nie jest podobnie? Codziennie przewijamy informacje o wojnach, zamachach, katastrofach, a większość z nich nie wzbudza w nas silniejszych emocji. Potrzebujemy czegoś „większego”, by na chwilę nas poruszyło. To ostrzeżenie przed utratą empatii. W książce skazańcy muszą budować swoje „persony”, by utrzymać popularność i szanse na przeżycie. To echo tego, co dzieje się dziś: influencerzy kreują wizerunki, by przetrwać w mediach, algorytmy decydują, kto „istnieje”, a kto znika, a nawet zwykli ludzie czują presję autopromocji.
Autor zadaje więc pytanie: czy w świecie, w którym każdy musi coś sprzedawać, zostaje jeszcze miejsce na autentyczność? „Gwiazdy w łańcuchach” uderzają w sedno problemów, które wszyscy znamy: algorytmy sterujące naszymi wyborami, media zamieniające tragedię w pieniądze, system karzący zamiast wspierać oraz ludzie, którzy przestają być postrzegani jako ludzie. Dlatego ta książka tak mocno oddziałuje na współczesnych czytelników, pokazując przyszłość, którą możemy stworzyć, jeśli nie zaczniemy myśleć bardziej krytycznie. Czy polecam? Zdecydowanie tak. Uprzedzam tylko przed jednym faktem. Zaczniesz i na długo nie zapomnisz o tej pozycji. Daje do myślenia nie tylko o sobie, ale także o tym, w jakim świecie żyjemy, ale to tylko kropla wrażeń jakie na was czekają.
2025-12-06Book_, Kołobrzeg