Morderstwo w hotelu - Merryn Allingham

Flora i Jack przybywają na uroczyste otwarcie hotelu ich znajomej. Świetna pogoda, wspaniałe przyjęcie i wieńczący wszystko koncert rock&rolla - nic nie zapowiada nadchodzącej tragedii, czyli gwałtownej śmierci wokalistki na scenie. Flora i Jack podejrzewają, że to nie był przypadek i ponownie angażują się w sprawę... Czytanie każdego tomu tego cyklu sprawia mi dużą przyjemność dzięki swojej relaksującej aurze. Podobnie było i w tym przypadku. Cięższy klimat zbrodni jest łagodzony urokliwą atmosferą małego, angielskiego miasteczka z lat '50 oraz powolnym rozwojem relacji Flory i Jacka. Jest tu perfekcyjny balans między kryminalnym zaintrygowaniem oraz kojącą przestrzenią i zasłuchanie w rytm wioski i jej mieszkańców. Śledztwo toczy się niespiesznym, ale płynnym torem. Nasz nietuzinkowy duet zbiera małe poszlaki, przegapione przez policję, przesłuchuje w zgrabny, niewinny sposób podejrzanych i łączy kolejne niuanse, odkrywając kolejne sekrety wszystkich zamieszanych w sprawę - nawet jeśli nie bezpośrednio w zbrodnie. Tworzy się tu nie tylko łamigłówka kryminalna, ale i obyczajowa, bowiem odsłaniane są wątki zaburzające bezpowrotnie dotychczasowy rytm życia poszczególnych osób. Ciekawie jest tu poprowadzony też kolejny etap w niedookreślonej relacji między Steele a Carringtonem. Oboje pragnący następnego kroku, ale niepewni drugiej strony i mimowolnie dystansujący się. Napięcie w subtelnych sygnałach sięgało zenitu, a finał wszystko wynagradza i satysfakcjonuje To lekka lektura, która wciąga, czaruje atmosferą i zapewnia przyjemną dawkę kryminału i dawnego obyczaju, które łączą się w niebanalnej całości, przywodzącej na myśl nieco styl znany np. z historii o Sherlocku Holmesie. Bardzo mi się podobało i będę wypatrywać oczywiście kontynuacji. Polecam