Opinia potwierdzona zakupem
„Jednego nie wziąłem pod uwagę. Nie przewidziałem, że będę słuchał, jak ona godzinami opowiada o fizyce. Nie spodziewałam się, że przeczytam jej swoje artykuły naukowe. Nie wiedziałem, że spędzimy razem dwa dni. I że dowiem się, że ona jest… Wyjątkowa.”
Podwójne życie, które zmuszona prowadzić jest Elsie, chociaż z początku wydawało się jedyną drogą ku utrzymaniu, teraz staje się dla niej błędnym kołem, z którego nie sposób uciec. Za dnia oddaje się zajęciu, które kiedyś cieszyło ją co niemiara, każdej nocy zaś wciela się w inną postać, w zależności od oczekiwań klienta, gubiąc prawdziwą siebie. Wydawać, by się mogło, że życie w końcu się do niej uśmiecha, a marzenia, do których od lat dąży, w końcu zdają się być na wyciągnięcie ręki, jednak wtedy na jej drodze staje Jack – brat jednego z jej stałych klientów, a także członek komisji rekrutacyjnej. Czy za nienawistnymi spojrzeniami, które jej rzuca, może kryć się drugie dno?
Nie raz i nie dwa zdarzyło mi się już przypadkiem zdradzić Wam, że pióro Ali Hazelwood z każdą przeczytaną przeze mnie historią spod jej ręki staje się dla mnie coraz to doskonalsze. I chociaż nie wspominam o tym wprost, biorąc pod uwagę, że „Love, Theoretically” to pierwszy tytuł jej autorstwa, którego recenzji postanowiłam się podjąć, to nie mogłabym udawać, że nie dostrzegam jak niezwykły talent ma ona do kreowania historii, które jednocześnie gwarantują nie tylko emocjonalne zaspokojenie, ale i są niezwykle intelektualnie satysfakcjonujące. Nie ukrywam, że szeroko rozumiane pojęcie fizyki w wielu kontekstach darzę niezapomnianą nienawiścią od najmłodszych lat, jednak w przypadku pióra właśnie tej autorki nawet to nie stanowiło dla mnie przeszkody. Odnoszę wręcz wrażenie, że najprawdziwiej skomplikowane równania nawet i matematyczne, od których nie raz i nie dwa pęka mi głowa w roku akademickim, w rękach Ali Hazelwood stałyby się dziełem sztuki.
Tło fabularne, które prezentuje nam ten oto tytuł, to intrygujące arcydzieło, które z każdą stroną odkrywa przed nami nowe niezwykle dopracowane szczegóły, chociaż nie sposób ukryć, że i sama koncepcja rozwoju wydarzeń staje się na tyle silnym fundamentem, że czytelnik od początku czuje w głębi serca, że „Love, Theoretically” to będzie lektura z rodzaju tych, które porywają bezpowrotnie. Język, przepełniony niezwykłą lekkością, ale i jednocześnie wyważonymi, chociaż wciąż niezwykle emocjonalnymi opisami, którym operuje autorka, dodatkowo pogłębia uczucie fascynacji odczuwane wobec przedstawianych nam wydarzeń. Nie sposób również przygotować się na wszelkie zawirowania, które w międzyczasie napotykamy po drodze, a które w niezwykle udany sposób zabawiają nam czas na przełomie przygotowanych dla nas ponad pięciuset stron.
Ostatnimi czasy zauważyłam, że niezwykle rzadko zdarza mi się płakać przy lekturze, często też bohaterowie danego tytułu nie otrzymują ode mnie należytej uwagi, a stają się jedynie dodatkiem do ciekawie poprowadzonej fabuły, w przypadku jednak „Love, Theoretically” nie dość, że zdarzyło mi się uronić kilka łez w obliczu poszczególnych konfliktów, to pokochałam postać Jacka całym sercem. To bohater, który roztacza wokół siebie niezwykle pociągającą charyzmę, jednocześnie jednak jego pewność siebie na przełomie lektury nie wybrzmiewa nazbyt arogancko. Wsparcie, którym obdarza Elsie, jednocześnie jednak pozwalając jej krążyć wybranymi przez nią samą ścieżkami, a także to, jak bezdennie szczery potrafi być w swoich uczuciach wobec niej, to kwestie, o których mogłabym opowiadać Wam godzinami.
Na pochwałę zasługuje również niezwykle szeroko ujęta kreacja Elsie, z początku nie byłam przekonana do wątku udawanej partnerki, który przeplatał się z jej codziennym życiem teoretyczki, z czasem jednak odkryłam, że Ali Hazelwood nadała mu niezwykły powiew świeżości, a w połączeniu z presją społeczną i zawodową, z którą musi się mierzyć, Elsie okazuje się niezwykle wielowymiarową postacią. Przysłowiową wisienką na torcie natomiast staje się poruszana tutaj niezwykle aktualna w dobie dzisiejszej rzeczywistości problematyka niezdrowej chęci wiecznego dostosowywania się, w której Elsie staje się symbolem walki o samą siebie.
Po więcej recenzji zapraszam na bloga lub Bookstagrama:
https://niepoprawnarecenzentka.blogspot.com/
https://www.instagram.com/niepoprawna_recenzentka/
2024-07-27Agnieszka, DALESZYCE